Ostatnio odwiedził nas rodzic szukając nowej szkoły dla swojego dziecka. Mówił, że po kilku miesiącach jest ono zmęczone swoją szkołą, nie chce tam chodzić, boi się kolejnego sprawdzianu i ma dosyć siedzenia “do dobranocki” przy książkach (to bardzo młody uczeń).
Nie wiemy, czy rodzic zdecyduje się zostać z nami, znajdzie inną szkołę, czy postanowi uczyć je w domu. Różnie bywa. Wiemy jednak, że to dziecko potrzebuje ratunku.
Często słyszymy, że szkoła nie powinna otwierać zbyt dużych parasoli ochronnych nad młodymi ludźmi. Dziecko kiedyś musi się spotkać z prawdziwymi wyzwaniami, wiedzieć, co to znaczy obowiązek i szkoła powinna nie tylko uczyć (tzn. “zaopatrywać w wiadomości”), ale również przygotowywać do “prawdziwego życia” (tzn. wychowywać).
Ale czy to wszystko trzeba osiągać poprzez wkładanie uczniom do głowy niepotrzebnych dat do zapamiętania, zmuszanie do śpiewania solo przed kolegami, znalezienie dwóch błędnie zrobionych równań na 20 podobnych i postawienie czwórki, bo do piątki zabrakło mu 1%?
Dziecko przestanie lubić historię, bo nie jest taka fajna jak na Discovery, nigdy nie będzie śpiewać z ochotą i będzie mu się wydawało, że robi błędy w liczeniu. I będzie zawiedzione, wkurzone, niepewne siebie i zniechęcone. Czyli będzie mniej więcej w takim stanie, jak większość dorosłych. Do takiego życia chcemy przygotować dzieci?